Niedziela, 9 Listopad
Imieniny: Anatolii, Gracji, Teodora -

Reklama


Reklama

Wygrać życie – nie mecz. Pastor Seweryn o młodych, którzy chcą wszystko od razu


Nie każdy sukces mierzy się złotym medalem ani owacją na stojąco. Czasem największym zwycięstwem jest umiejętność wzięcia odpowiedzialności za własne życie. Pastor Andrzej Seweryn w najnowszym felietonie pisze o młodych, którzy chcą wszystkiego od razu – i rodzicach, którzy z miłością dają im zbyt wiele. O tym, że życie – jak konkurs Chopinowski – wymaga prób, potknięć i odwagi, by dojść do finału.



Z uwagą śledzę zmagania pianistów w czasie XIX Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina i cieszę się, że trzech naszych reprezentantów przeszło do trzeciego etapu tego najbardziej prestiżowego konkursu pianistycznego na świecie. Cieszą mnie również zwycięstwa naszej reprezentacji narodowej w eliminacjach do Mistrzostw Świata.


Jak to zwykle bywa w konkursach muzycznych czy turniejach sportowych, trzeba przejść przez wiele etapów eliminacji, by w końcu dostać się do elity reprezentacji krajowych w danej dyscyplinie lub rozpocząć międzynarodową karierę jako pianista. Już sam termin „eliminacje” dotyka istoty rywalizacji sportowej, w której odpadają słabsi, a pną się do góry lepsi i silniejsi. Ale żeby udowodnić, że jest się lepszym od innych, trzeba z tymi słabszymi wygrywać, a ponieważ jest ich wielu, trzeba wygrać możliwie jak najwięcej meczów eliminacyjnych albo dojść do finału Konkursu Chopinowskiego.


Oczywiście, że można czasem przegrać, potknąć się, mieć dzień słabości czy niedyspozycji, bo czasem mecz lub koncert po prostu nie wyjdzie, ale trzeba grać dalej z wiarą w ostateczne zwycięstwo i sukces, na który pracuje się czasem latami. „Można przegrać bitwę, ale chodzi o to, by wygrać wojnę” – jak mawiają nie tylko wojskowi stratedzy.


Czekamy na awans naszej reprezentacji narodowej na Mundial oraz udział w finale Konkursu naszych pianistów i cieszymy się, że ci młodzi artyści i piłkarze mogą być przykładem dla innych młodych ludzi, że warto ciężko pracować, określać swoje marzenia, cele i pragnienia, a potem wytrwale dążyć do ich osiągnięcia. Świat należy do ambitnych i pracowitych, do tych, którzy myślą i marzą o osiąganiu śmiałych zamierzeń, a potem do nich dążą z wytrwałością i poświęceniem.


Reklama


Dziś widzi się dość często młodych ludzi, którzy nie mają zdrowych ambicji i planów, lecz zadowalają się życiem bez głębszych motywacji. Wystarczy piwko w parku, pieniądze zarobione jak najmniejszym kosztem albo wręcz ukradzione lub wydarte swoim rodzicom czy dziadkom. Wszystko chcą mieć natychmiast, za darmo, bo im się to należy, gdyż mają bardzo roszczeniowe podejście do życia. My, rodzice czy dziadkowie, czasem w dobrej wierze, lecz nie zawsze w sposób zdroworozsądkowy, chcemy naszym pociechom zapewnić wszystko, czego sami nie mieliśmy w dzieciństwie czy młodości i dlatego rozpieszczamy ich zbytnio, nie uczymy ich dorosłości oraz odpowiedzialności za ich własne dorosłe życie w przyszłości.


Pamiętam moich dwóch synów, kiedy każdy z nich w swoim czasie przyszedł do nas rodziców z nowiną, że chce się ożenić. Każdemu z nich powiedziałem wtedy coś, co zabrzmiało może zbyt stanowczo i nie pasowało do mojej dość delikatnej natury, ale uważałem za konieczne im to zakomunikować. Zgadzam się – powiedziałem – ale pod dwoma warunkami: wyprowadzasz się z domu i płacisz za własne rachunki. Jeśli zgadzasz się na nie, możesz się żenić.


Proszę nie myśleć, że chciałem swoich synów wyrzucić z domu i pozbyć się ich oraz finansowej odpowiedzialności za nich – bez serca i żadnych skrupułów. Nie! Chodziło mi raczej o to, by moi synowie okazali się na tyle dojrzali, by wziąć pełną odpowiedzialność za swoje narzeczone i żeby po prostu okazali się facetami, a nie „mamisynkami” nieprzystosowanymi do życia na własny rachunek. I muszę z dumą wyznać, że sprostali tym warunkom. Jestem z nich dumny i cieszę się z ich żon i dzieci – ich rodzin, które założyli.

Reklama


Są bowiem również tacy rodzice, którzy pozwalają swoim dzieciom na założenie rodziny, którą potem sami utrzymują, sponsorując ich co miesiąc, kupując i wyposażając im mieszkania, zapewniając im auta i inne dobra, na które sami pracowali latami, a nawet przez całe życie. Młodzi tymczasem, mając wszystko na początku swojej drogi życiowej, często bardzo szybko rozwodzą się, bo nie sprostali wyzwaniom dorosłości. Mieli za wiele, za szybko i za łatwo! Nie zapracowali na wspólne dobra – co zawsze tak łączy małżonków! Nie wolno swoim dzieciom czynić takiej krzywdy! Taka miłość jest po prostu nierozsądna, ślepa i niszczy życie naszych niedorosłych wciąż dzieci!


Jestem przekonany o tym, że Pan Bóg pragnie wspierać młodych ludzi w ich marzeniach i celach, jeśli oczywiście są szlachetnie i prawe, jeśli potraktują Boga poważnie w swoim życiu.

 

Chodzi tylko o to, żeby byli wytrwali, konsekwentni i pracowici, dążyli do takich celów, które będą błogosławieństwem dla nich samych oraz dla ich rodzin i bliskich. Czasem popełniamy błędy, potykamy się i przegrywamy życiowe bitwy, ale chodzi o to, by wygrać „wojnę” czyli własne życie! A byłoby jeszcze lepiej, gdybyśmy „wygrali” wieczne życie z Bogiem, bo niebo jest tylko dla zwycięzców. Tych duchowych oczywiście.

 

Andrzej Seweryn
andrzej.seweryn@gmail.com

 

 



Komentarze do artykułu

Napisz

Reklama


Komentarze

Reklama