Ucieczka
Hildegarda Klask była córką sołtysa Sędrowa. 18 stycznia 1945 roku, gdy z ojcem jechała do Wielbarka, jej uwagę zwrócił zapełniony rannymi dworzec kolejowy. „W całym mieście na ulicach w pośpiechu przemieszczały się w różnych kierunkach masy żołnierzy i sprzętu wojskowego. Gdy późnym popołudniem wróciliśmy do Sendrowa, wykopane późnym latem ubiegłego roku rowy strzeleckie były gęsto obsadzone przez niemieckich żołnierzy”. Ludność cywilna musiała pozostać na miejscu. Nie mogła uciekać, bo pozwolenie na opuszczenie domostw i gospodarstw mógł wydać jedynie gauleiter Prus Wschodnich Erich Koch, a ten ze swoją decyzją zwlekał.
Dopiero około 6 rano 19 stycznia 1945 roku ojciec Hildegardy otrzymał informację, że gauleiter Koch wydał pozwolenie na opuszczenie zagrożonych terenów. Zgodnie z jego wytycznymi, dopiero o godzinie 22 mieszkańcy poszczególnych miejscowości mieli obowiązek zgrupować się w miejscu ustalonym przez sołtysów. Na przygotowanych wozach mogły się znajdować tylko niezbędne rzeczy.
„Mój ojciec nie mógł z nami uciekać, ponieważ jako sołtys pełnił urząd państwowy, ale chaos panował wówczas taki, że właściwie nikt na to nie zwracał na to większej uwagi. Poczuł się bardzo odpowiedzialny za organizację taboru uciekinierów z naszej wsi i przy pomocy kilku innych gospodarzy ustawiał wozy z końmi w kolumnie. Musiał też zniszczyć wszystkie urzędowe dokumenty. Wrzucał je do gnojówki za stodołą i przykrywał obornikiem”.
Na krótko przed godziną 21 zaczęły nadjeżdżać wozy gospodarzy z Kipar i Łatanej, i dołączać do taboru z Sędrowa. Ojciec Hildegardy miał świadomość, że poruszając się publicznymi drogami, uciekający mieszkańcy będą narażeni na ostrzał z radzieckich samolotów. Postanowił kolumnę ponad trzydziestu wozów poprowadzić wzdłuż rzeki Wałpuszy. Przed północą dotarli do Kołodziejowego Grądu, a stamtąd leśnymi duktami dotarli najpierw do Kucborka, a później do Sasku Małego.
Wkraczają Rosjanie…
Następnego dnia rankiem kolumna ruszyła dalej, poruszając się leśnymi drogami. Kolejnym punktem, w którym się zatrzymali, były Leleszki. „Nie wiem w jaki sposób, ale mój ojciec dowiedział się, że Rosjanie są już pod Lidzbarkiem Warmińskim”. Zdania co do dalszej ucieczki były podzielone. „Nasza grupa postanowiła pozostać na miejscu, co później okazało się tragiczne w skutkach” – wspominała mająca wówczas 15 lat Hildegarda. „23 stycznia ze wszystkich stron wkroczyli Sowieci. To było straszne… Schroniliśmy się we wszystkich opuszczonych domostwach. Przez pierwsze trzy dni dosłownie nie wychodziliśmy z budynków”.
Po wkroczeniu wojsk do domu, w którym się ukrywało kilka rodzin mazurskich w tym i Klaskowie, około południa 26 stycznia, wtargnął radziecki oficer z dwoma uzbrojonym w pepesze żołnierzami.
„Krzyczał do nas po niemiecku: - Jestem Żydem i zastrzelę wszystkich niemieckich mężczyzn, którzy tu są!”. Obecnych w domu mężczyzn bez względu na wiek zaczęto wywlekać na podwórze i bić. „Mój ojciec akurat poszedł na strych szukać jakiegoś pożywienia i słysząc dochodzące z dołu krzyki ukrył się”.
W tym samym czasie Sowieci z powrotem przyprowadzili z podwórza do domu dwóch pobitych gospodarzy z Sędrowa: Muchę i Olszewskiego. Byli na tyle „wspaniałomyślni”, że aby nie narazić na widok publicznej egzekucji przebywających w budynku kobiet i dzieci, postanowili to zrobić na strychu. „Usłyszałam najpierw dwa strzały, a następnie trzeci. Zrozumiałam, że straciłam ojca. Z krzykiem i płaczem wpadliśmy z matką w ramiona. Wiedziałyśmy, że nie ma już nas kto bronić i podobny los najprawdopodobniej spotka również i nas…”.
29 stycznia 1945 roku Hildegarda wraz z matką wróciły do Sędrowa.
Bombardowanie Szczytna
Od czwartku 18 stycznia rozpoczęły się naloty na Szczytno. Około południa nadleciał niewielki radziecki bombowiec w asyście samolotu zwiadowczego. Oba samoloty nie wyrządziły miastu większych szkód nie licząc zrzuconych bomb w okolicach dzisiejszej ulicy Łomżyńskiej i Polnej. Następnego dnia było już zupełnie inaczej. Przed południem Rosjanie przeprowadzili nalot na koszary (obecnie WSPol) oraz przyległe ulice. Straty były znaczne.
Mieszkaniec Szczytna, będący świadkiem tych wydarzeń, wspomina: „W mieście jeszcze w piątek 18 stycznia działała elektryczność i funkcjonowały wodociągi. Setki kobiet z pakunkami dosłownie okupywało budynek poczty, mając nadzieję na wysłanie w głąb Rzeszy bardziej ważne i drogocenne rzeczy. Na dworcu kłębiły się tłumy ludzi w nadziei na ucieczkę z miasta. Przed południem nad Szczytno nadleciały dwa radzieckie samoloty zwiadowcze, a tuż za nimi kilka bombowców. Według wspomnień mieszkańca miasta, na dworcu znajdowało się ponad trzy tysiące ludzi. Szukano schronienia w rowach okalających dworzec, ale niestety, nie obyło się bez ofiar.
W mieście jeszcze było dość sporo wojska, które ciągnęło w długich kolumnach, więc stanowiło tym samym łatwy cel dla radzieckich samolotów, które ponownie powróciły nad Szczytno. Doszło do kolejnego bombardowania, już nie tylko dworca, ale i śródmieścia miasta. „Na ulicach leżały zwłoki, w większości kobiet i dzieci oraz żołnierzy. Nie minął kwadrans i nad miasto znów nadleciały sowieckie samoloty, siejąc spustoszenie i zniszczenie”. Nie pomogły działka przeciwlotnicze usytuowane przed Hindenburgschule (obecnie Zespół Szkół nr 2) i w okolicach Kaiserstrasse (ulica Polska). Nie przygotowana do takich działań młodociana, bo składająca się z chłopców z Hitlerjugend obsada, dosłownie rozpierzchła się w panice. Późnym popołudniem jedna z głównych ulic Szczytna Kaiserstrasse była zniszczona. Większość domów się paliła, a te których nie ogarnął ogień, nie nadawały się już do zamieszkania.
Liczba ofiar nalotów na Szczytno, przeprowadzonych 19 stycznia przez Rosjan, sięgała ponad 100 osób. Liczba rannych to około 200 osób, które znalazły ratunek w funkcjonującym jeszcze szpitalu powiatowym. Dyrektorem szpitala był doktor Kutz, który prawie do końca pozostał w naszym mieście ratując życie chorym i rannym mieszkańcom Szczytna. Rosjanie po wkroczeniu do Szczytna potraktowali go bardzo okrutnie. Według relacji dawnych mieszkańców naszego miasta, doktor Kutz był brutalnie przesłuchiwany. Został dotkliwie pobity, a później przybito go za ręce do drzwi jednej ze stodół na przedmieściach Szczytna.
W nocy z 19 na 20 stycznia, pół godziny po północy, z dworca kolejowego w Szczytnie odjechał w kierunku Biskupca ostatni pociąg, zabierając ze sobą ponad 1400 uciekinierów z miasta i powiatu. Ci, którzy pozostali byli zdani na wyłączną łaskę zbliżających się do Szczytna wojsk radzieckich.
Ostatni uciekinierzy
Zbombardowanie przez radzieckie samoloty w piątek 19 stycznia 1945 roku dworca w Szczytnie, było sygnałem dla rodziny Zalewskich z Korpel, aby niezwłocznie opuścić swoje gospodarstwo. „Naszą matkę trudno było przekonać do opuszczenia rodzinnych stron. Ciężko jej było zostawić dorobek swojego życia” wspominała nieżyjąca już, a wówczas 19-letnia Waltraud Golon z domu Zalewska.
Późnym popołudniem w piątek 19 stycznia Emilia Zalewska z pomocą córek (19- i 11-letniej) zaczęła ukrywać bardziej kosztowne rzeczy oraz przygotowywać się do ucieczki. - Zakopaliśmy to w trzech różnych miejscach. Każdy tak robił, ale po powrocie i tak już tego nie znaleźliśmy. Wszystko było rozkopane - opowiadała pani Waltraud. „Wczesnym rankiem 21 stycznia jako jedni z ostatnich mieszkańców Korpel i Szczytna opuszczaliśmy rodzinne strony. Nasz majątek składał się z trzech walizek i dziecięcych sanek. Na szosie prowadzącej do Gromu zabrała nas wojskowa ciężarówka. Cywili na drodze było niewielu, za to sporo mijało nas uciekającego przed Armią Czerwoną niemieckiego wojska”.
Podróż nie trwała długo, na 2-3 kilometry przed Gromem zrobił się na drodze zator. Wśród uciekających w błyskawicznym tempie podawano sobie informację: Rosjanie są już w Olsztynie! Z powrotem już pieszo część uciekinierów wracała w kierunku Szczytna. Emilia Zalewska wraz z córkami postanowiła uciekać w kierunku północnym. Tuż za rogatkami Szczytna w kierunku Dźwierzut mijała ich kolumna niemieckich pojazdów wojskowych. Żołnierze, widząc dwie samotne kobiety z dzieckiem na sankach, zatrzymali się i zabrali je do samochodu.
Wieczorem dojechały do Bartoszyc.
„Ulokowano nas w wielkiej hali znajdującej się w koszarach opuszczonych przez wojsko. Znajdowało się tam kilkuset uciekinierów z całych Prus Wschodnich. Raz dziennie otrzymywaliśmy z Czerwonego Krzyża gorącą zupę. Niestety, ze względu na radzieckie naloty, po trzech dniach wszyscy musieliśmy opuścić to miejsce. Tułaliśmy się po mieście jeszcze przez kilka dni w nadziei na jakąkolwiek pomoc, która jednak nie nadchodziła. Na obrzeżach znaleźliśmy schronienie w opuszczonym domu. Dzięki temu częściowo udało nam się uniknąć tragedii, jaka dotknęła mieszkańców Bartoszyc. Kończył się nam się również suchy prowiant, który mieliśmy ze sobą. Topiliśmy śnieg, ponieważ nie było wody pitnej”.
4 lutego 1945 roku do Bartoszyc od zachodu wkroczyli żołnierze 31 Armii generała Piotra Szafranowa, natomiast od północy gwardziści 2 Armii generała Piotra Czanczybadzego. Zaczęła się gehenna mieszkańców miasta. Sowieci po wkroczeniu zabili większość mężczyzn bez względu na wiek. „Gwałcili kobiety i robili to zbiorowo. Nie darowali nawet staruszkom i młodziutkim dziewczynkom, które później po wszystkim w większości zabijano. Ich przełożeni oficerowie uważali, że żołnierzom się to należy i jest prawem zwycięzcy. Nie było nikogo, kto stanąłby w naszej obronie…”
Znałem kiedyś P.Gołaszewskiego ojca lub dziadka, który mieszkał w Szczytnie i prowadził zakład fotograficzny. Pozdrawiam serdecznie. Jurek
Jurek
2025-12-30 22:30:41
serio? kto teraz bedzie zap.. na pensje włodarzy? no kto?
Maks
2025-12-30 10:02:55
Uważam, że pisanie o latach zaniedbań w sprawie wieży to takie powielanie schematu jak gdyby ta wieża miała wynieść Szczytno na piedestał i dać 1000 miejsc pracy. To naprawdę nie sztuka po prostu wziąć duży kredyt. Pamiętajmy, że wtedy inne rzeczy nie będą robione. Przecież przez lata wiele inwestycji w mieście zrobiono, obecnie są. Nie da się wszystkiego jednocześnie. Był zrobiony zamek, teraz czas na wieże po prostu
Kamil
2025-12-29 07:57:14
,,no cóż , taki mamy klimat\'\' - A co niektórzy powielają.
że tak powiem
2025-12-27 20:06:13
Niestety to jakieś rządy nieudaczników. Ale czego można się spodziewać po takiej ekipie. Niestety to wina tych co głosowali na takich radnych.
Józef Nowak-Afanasjew
2025-12-27 17:35:22
Pan Burmistrz \"umył ręce\" od problemu.
dr
2025-12-27 16:33:03
Gratuluję Pani Karolino powrotu do naszego pięknego miasta Szczytna . Ja niestety kiedyś po ukończeniu naszego LO a potem UMK w Toruniu ,w Bydgoszczy założyłem rodzinę i tu zostałem.Teraz tylko dwa razy w roku odwiedzam Szczytno ale tu już nie mam nikogo ,moja rodzina dawno odeszła pozostał mi tylko jeden kolega z klasy . Zawsze podkreślam że jestem ze Szczytna i tęsknię za moim miastem rodzinnym.Pozdrawiam serdecznie Panią i redakcję Tygodnika Szczytno. Jurek
adamczykjerzy@icloud.com
2025-12-27 14:50:18
Debile powina tam powstać spalarnia tam jest kompletna dziura kto tam kupił działki za grosze bo w lepszej lokalizacji ich nie stać nie powini mieć prawa głosu większej dziury jak tam nie ma w pobliżu tam psy dupami szczekają
Patryk
2025-12-26 14:22:22
A w Pasymiu działa i wygląda świetnie.
Juras
2025-12-25 07:53:33
Krematorium w gminie Szczytno- nie, biogazownia w gminie Jedwabno i Rozogi - nie, farma wiatrowa w gminie Wielbark - nie, obwodnica Szczytna - nie, wieże telefoni komórkowe j- nie. To takie typowe dla Polaka \"nie, bo nie\".
darekkpk
2025-12-23 15:52:39