W Szczytnie popłynęła woda
Po przybyciu do Szczytna, Kazimierz Żugaj znalazł zatrudnienie w Wydziale Przemysłowym starostwa, którego szefem był pełnomocnik do spraw przemysłu - Romuald Kozikowski. Za jedno priorytetowych zadań, wydział uznał uruchomienie miejscowego przemysłu oraz inwentaryzację pozostawionych przez Niemców urządzeń, których ze względu na działania Sowietów i szabrowników w mieście pozostało niewiele.
Jednak polecenie starosty trzeba było wykonać i Kazimierz Żugaj z jednym z podległych pracowników wybrał się na „zwiad” w celu oszacowania pozostawionego przez Niemców mienia. Po rekonesansie doszedł do wniosku, że uruchomienie sieci wodociągowej będzie równie trudne, jak i energetycznej. Brakowało fachowców i specjalistów, ponadto nie było jakichkolwiek planów sieci miejskiej oraz odpowiednich narzędzi i urządzeń. Jednocześnie jednak obie sieci były najważniejsze dla miasta i mieszkańców.
Zbiornik wody na wieży ciśnień był przestrzelony. Zreperowano go prowizorycznie nakładając na otwór po pocisku gumową łatę. Wodociąg i przyłącza w wielu miejscach były popękane z winy wyjątkowo mroźnej zimy 1944/45, gdy pozostawiona w rurach woda zamarzła. Świadczyły o tym wiosną liczne wodotryski na ulicach Szczytna po przeprowadzonej próbie szczelności sieci wodociągowej. Przed uruchomieniem sieci trzeba było także odłączyć od niej spalone i zrujnowane budynki miasta.
Kazimierz Żugaj i podlegli mu pracownicy, często z narażeniem własnego życia, mając jedynie za źródło światła pochodnię zrobioną ze szmaty nasączoną łatwopalną cieczą, schodzili do zasypanych piwnic domów przy obecnej ulicy Polskiej i Odrodzenia, odcinając przyłącza wody.
Naprawiane części miejskiego wodociągu były kolejno uruchamiane. Jako pierwsza dostęp do bieżącej wody otrzymała centralna część Szczytna, następnie ulice do niej przylegające, później dalsze takie jak Konopnickiej czy Kajki. Mocno niewystarczające siły remontowe wzmocnili żołnierze polskiego 54 pułku piechoty, który stacjonował w Szczytnie. Kazimierz Żugaj poprosił o tę pomoc dowódcę pułku, a ten nie odmówił. Dzięki silnemu wsparciu żołnierzy odkopano część rur wodociągowych i właściwie pod koniec sierpnia 1945 roku prawie całe Szczytno mogło już korzystać z bieżącej wody. Mogło, ale nie korzystało, bo ze względu na deficyt energii, woda była dostępna jedynie w określonych porach dnia.
Utarczki z Rosjanami
Inwentaryzujący miasto Żugaj pisał w sprawozdaniach, że w najlepszym stanie zachował się browar, roszarnia (późniejszy Lenpol) była częściowo ograbiona, natomiast w fabryce mebli zostało zaledwie kilka starych obrabiarek. Uruchomienie produkcji było jednak priorytetem, więc Żugajowi nakazano uruchomienie sieci energetycznej, co graniczyło z cudem, między innymi z tego powodu, że Rosjanie ociągali się z przekazaniem stronie polskiej wielu ważnych obiektów, w tym także miejskiej elektrowni i gazowni.
Starosta Walter postanowił więc złożyć oficjalną skargę do ówczesnego Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. W ciągu zaledwie dwóch tygodni do Szczytna przybyli przedstawiciele Ministerstwa Przemysłu w asyście dwóch oficerów Urzędu Bezpieczeństwa. Ale nawet takiego przedstawicielstwa władz polskich komendant radziecki Romanienko nie pozwolił wpuścić na teren dzisiejszego Zakładu Gazowniczego, w gdzie wówczas znajdowały się tam: rezerwowa elektrownia, rozdzielnia wysokiego napięcia, gazownia ze zbiornikami i wodociągi ze stacją pomp. Według wspomnień Kazimierza Żugaja, wszystko było dokładnie rozszabrowane.
Dopiero pod koniec czerwca 1945 roku nastąpiło oficjalne przekazanie opisywanej szczycieńskiej elektrowni władzom polskim.
Pas z Pasymia
- Elektrownię przejmowałem od Rosjan osobiście – wspominał Kazimierz Żugaj. Wszystko było zdekompletowane i rozkręcone. Silniki były odcięte i przygotowane do wywózki. Te, których nie zniszczyły wojna, mróz i woda.
Wobec braku wszystkiego uruchomienie miejscowej elektrowni wyglądało na nierealne, a mimo to trzeba było to zrobić. W sukurs Kazimierzowi Żugajowi przyszła jego pomysłowość i wiedza. Zdecydował więc nie wykorzystywać do remontu elektrowni wielkich turbin wodnych zlokalizowanych przy tamie w Janowie, których nawet Rosjanie, zapewne ze względu na gabaryty, nie zdemontowali. Dla Szczytna generatory okazały się bezużyteczne, bo nie było jak ich przetransportować do miasta. Źródłem prądu, w myśl pomysłu Kazimierza Żugaja miała zostać sprawna technicznie, pochodzącą z 1914 roku, lokomobila typu „Wolf”, która znajdowała się w poniemieckiej cegielni (dawna Przetwórnia „Las”). Brakowało jedynie pasa transmisyjnego, bez którego lokomobila była „martwa”, a który był niemożliwy do zdobycia. Jednak – według mu współczesnych – w słowniku pana Kazimierza słowo „niemożliwe” nie istniało.
Potrzebną część „ujawniono” w Pasymiu. Pas transmisyjny był częścią nieczynnego wówczas traku. Trzeba było tu negocjacji na szczeblu administracyjnym: głównie pomiędzy starostą Walterem Późnym a ówczesnym burmistrzem Pasymia Edmundem Staniszewskim. Ostatecznie pasymski pas został zdemontowany i przewieziony do Szczytna. W ten sposób rozwiązano jeden z ważniejszych problemów. Wciąż jednak istniało na drodze szczycieńskiego prądu stało wiele pomniejszych przeszkód do pokonania.
Z lokomobili popłynął prąd
Jedną z tych przeszkód było w ogóle uruchomienie lokomobili. Pas był niezbędny, ale wiele lat przestoju nie posłużyło tez temu urządzeniu. Do remontu lokomobili potrzebne było jednak specjalistyczne wyposażenie. I tu znowu z pomocą przyszedł szczególny charakter Kazimierza Żugaja. Odnosił się on do ludzi z wyjątkowym szacunkiem i uznaniem. To sprawiło, że cieszył się dużym mirem wśród miejscowych kolejarzy, a ci pomogli przy remoncie lokomobili. Do naprawy wykorzystane zostały części zdezelowanego parowozu, który stał na bocznicy miejscowej stacji kolejowej.
Brakowało jeszcze opału, ale i ten został w Szczytnie znaleziony - w młynie i tartaku należących przed wojną do rodziny Andersów. Zachowały się tam dość spore zasoby węgla i drewna, które za pozwoleniem starosty Waltera Późnego, zostały wykorzystane do uruchomienia elektrowni.
Pomocni szabrownicy
Kolejnym dość istotnym problemem, z jakim się wówczas borykano, była budowa nowej stacji transformatorowej. Generator, który był na miejscu, miał zbyt małą moc i trzeba było ją podwyższyć, a właściwie zbudować nową stację. Niezbędny do prac budowlanych cement oraz słupy i osprzęt linowy został Szczytnu przydzielony z zasobów centralnych, ale trzeba było go przywieźć z centralnej Polski i to w określonym terminie. Czas naglił, a zorganizowanie wówczas w naszym mieście jakiegokolwiek transportu graniczyło z cudem.
Kazimierz Żugaj, który był już wówczas zastępcą burmistrza, wiedział, że w okolicach miasta grasują zorganizowane grupy szabrowników, postanowił zatrzymać i wykorzystać ich środki transportu, które w większości stanowiły konne furmanki.
- Wychodziłem do miasta i słuchałem, czy gdzieś nie jedzie furmanka. Doskakiwałem do wozu tak, aby nie być w zasięgu bata i pokazywałem świstek, że jestem zastępcą burmistrza miasta - wspominał Kazimierz Żugaj. Pomocne było i to, że szabrownictwo było wówczas intensywnie zwalczane, a Żugaj miał też niepisana umowę z milicją. Każdego zatrzymanego szabrownika kierowano do aresztu, który mieścił się w piwnicach posterunku, a również zatrzymane furmanki kierowano do przewozu niezbędnych materiałów budowlanych.
Szabrowników, na ogół po 2-3 dniach, wypuszczani na wolność z błahego powodu - w areszcie nie było ich czym karmić. Wśród nich trafiali się czasami fachowcy niezbędni przy odbudowie sieci energetycznej. Tych Kazimierz Żugaj za przyzwoleniem milicji na jakiś czas zatrudniał przy pracach i był to dla nich niejako rodzaj kary za szabrownictwo.
Opis do zdjęcia: Dzięki takiej lokomobili z 1914 roku i wiedzy Kazimierza Żugaja w czerwcu 1945 roku w Szczytnie popłynął prąd.
Znałem kiedyś P.Gołaszewskiego ojca lub dziadka, który mieszkał w Szczytnie i prowadził zakład fotograficzny. Pozdrawiam serdecznie. Jurek
Jurek
2025-12-30 22:30:41
serio? kto teraz bedzie zap.. na pensje włodarzy? no kto?
Maks
2025-12-30 10:02:55
Uważam, że pisanie o latach zaniedbań w sprawie wieży to takie powielanie schematu jak gdyby ta wieża miała wynieść Szczytno na piedestał i dać 1000 miejsc pracy. To naprawdę nie sztuka po prostu wziąć duży kredyt. Pamiętajmy, że wtedy inne rzeczy nie będą robione. Przecież przez lata wiele inwestycji w mieście zrobiono, obecnie są. Nie da się wszystkiego jednocześnie. Był zrobiony zamek, teraz czas na wieże po prostu
Kamil
2025-12-29 07:57:14
,,no cóż , taki mamy klimat\'\' - A co niektórzy powielają.
że tak powiem
2025-12-27 20:06:13
Niestety to jakieś rządy nieudaczników. Ale czego można się spodziewać po takiej ekipie. Niestety to wina tych co głosowali na takich radnych.
Józef Nowak-Afanasjew
2025-12-27 17:35:22
Pan Burmistrz \"umył ręce\" od problemu.
dr
2025-12-27 16:33:03
Gratuluję Pani Karolino powrotu do naszego pięknego miasta Szczytna . Ja niestety kiedyś po ukończeniu naszego LO a potem UMK w Toruniu ,w Bydgoszczy założyłem rodzinę i tu zostałem.Teraz tylko dwa razy w roku odwiedzam Szczytno ale tu już nie mam nikogo ,moja rodzina dawno odeszła pozostał mi tylko jeden kolega z klasy . Zawsze podkreślam że jestem ze Szczytna i tęsknię za moim miastem rodzinnym.Pozdrawiam serdecznie Panią i redakcję Tygodnika Szczytno. Jurek
adamczykjerzy@icloud.com
2025-12-27 14:50:18
Debile powina tam powstać spalarnia tam jest kompletna dziura kto tam kupił działki za grosze bo w lepszej lokalizacji ich nie stać nie powini mieć prawa głosu większej dziury jak tam nie ma w pobliżu tam psy dupami szczekają
Patryk
2025-12-26 14:22:22
A w Pasymiu działa i wygląda świetnie.
Juras
2025-12-25 07:53:33
Krematorium w gminie Szczytno- nie, biogazownia w gminie Jedwabno i Rozogi - nie, farma wiatrowa w gminie Wielbark - nie, obwodnica Szczytna - nie, wieże telefoni komórkowe j- nie. To takie typowe dla Polaka \"nie, bo nie\".
darekkpk
2025-12-23 15:52:39