W Pasymiu właśnie zakończono pierwszy etap remontu zabytkowej wieży ciśnień. Obiekt, wydzierżawiony przez Stowarzyszenie Mazur Pasym, został odratowany dzięki wsparciu Fundacji Most the Most (1 mln zł) i gminy Pasym (300 tys. zł). W sobotę odbyło się uroczyste otwarcie z piknikiem motocyklowym, zwiedzaniem i degustacją lokalnych przysmaków. Z Rafałem Brzezińskim, prezesem stowarzyszenia, rozmawiamy nie tylko o pasymskiej, ale i szczycieńskiej wieży ciśnień. Co sądzi o szczycieńskim odkupieniu wieży i planach na jej zagospodarowanie?
W jakim stanie była wieża, kiedy stowarzyszenie zdecydowało się ją przejąć?
Gdy po raz pierwszy weszliśmy do środka, mieliśmy wrażenie, że budynek trzyma się głównie siłą przyzwyczajenia. Części konstrukcji były tak zniszczone, że baliśmy się, iż lada moment się rozlecą. Dziś z zewnątrz wygląda zupełnie inaczej – nowy dach, odnowiona elewacja. To udało się dzięki wsparciu gminy. Wnętrze wciąż czeka na swoją kolej, ale fundament – w przenośni i dosłownie – mamy już solidny.
Co Was zmotywowało, żeby wziąć na siebie tak trudne i kosztowne zadanie?
Mieliśmy dwa cele. Po pierwsze – żeby wieża nie trafiła w prywatne ręce i nie została zamieniona w coś zupełnie oderwanego od lokalnej historii. Po drugie – żeby ją ocalić od zapomnienia. Gdybyśmy nie zareagowali, mogła spłonąć, zawalić się lub po prostu zostać rozebrana. A wtedy żadna przyszła generacja nie mogłaby jej zobaczyć w oryginalnej formie.
Remont takiego obiektu to nie jest tania sprawa. Ile ostatecznie kosztował pierwszy etap?
Łącznie – około 1,3 miliona złotych. I to jest suma obejmująca dach, elewację i wszystkie prace zabezpieczające konstrukcję.
Jak udało się zdobyć takie wsparcie?
To była historia w kilku aktach. Najpierw dowiedzieliśmy się o istnieniu Fundacji Most the Most, która ratuje zabytki. Zgłosiliśmy nasz projekt do konkursu, ale w pierwszym podejściu wygrali inni. Nie poddaliśmy się. W kolejnej edycji udało nam się zmobilizować mieszkańców, przyjaciół, znajomych znajomych. Głosowali wszyscy – nawet ludzie, którzy już dawno wyjechali z Pasymia, ale w sercu wciąż mieli naszą wieżę. Wygraliśmy.
Czyli dzisiejsze otwarcie to nie tylko pokazanie efektów prac, ale też święto całej społeczności?
Zdecydowanie tak. To jest ich zwycięstwo. Bez mieszkańców i ich determinacji ten obiekt stałby dziś pusty i zamknięty na cztery spusty. Dlatego podczas pikniku postawiliśmy na lokalny klimat – parada motocyklowa, degustacja potraw, które wybrali sami mieszkańcy: karkówka, grochówka, kartoflak. Chcemy, żeby wieża od początku kojarzyła się z miejscem spotkań.
A co można dziś zobaczyć w środku?
Ze względów bezpieczeństwa udostępniamy tylko jedno półpiętro. Całe wnętrze wciąż czeka na swoją kolej. To są kolejne setki tysięcy złotych, które musimy zdobyć, żeby zrobić instalacje, podłogi, wykończenia. Ale już teraz odwiedzający mogą poczuć klimat miejsca – ceglane mury, widok na Pasym i świadomość, że stoją w miejscu, które jeszcze niedawno groziło zawaleniem.
Wspomniał Pan, że docelowo wnętrze będzie miało konkretne funkcje. Jakie?
Mamy trzy filary planu. Po pierwsze – chcemy, żeby na parterze powstał browar rzemieślniczy. Po drugie – chcemy, by była tu przestrzeń dla lokalnych artystów: wystawy, koncerty, spotkania. Po trzecie – siedziba stowarzyszenia, które będzie mogło organizować wydarzenia, wspierać młode talenty i rozwijać lokalne pasje, choćby motocyklowe.
W Pasymiu się udało. A w Szczytnie? Tam też jest wieża ciśnień. Miasto właśnie odkupiło obiekt od prywatnego właściciela i przymierza się do rozbiórki dobudówki – słynnego „ślimaka”.
I to jest coś, z czym trudno mi się pogodzić. Słyszę o kosztach – 18 milionów złotych, w tym rozbiórka za 4–5 milionów – i zastanawiam się, czy to naprawdę jest jedyne rozwiązanie. Budynek, choć może nie jest najpiękniejszy, ma ogromny potencjał. Mogłyby się tam znaleźć sala konferencyjna, restauracja, pokoje dla turystów – w Polsce jest wiele przykładów, gdzie wieże ciśnień stały się atrakcjami. Dla mnie osobiście bzdurą jest rozbiórka tej dobudówki. Dokończyłbym tę inwestycję. Jestem pewien, że finalnie wyglądałoby to pięknie. I co ważne, dałoby więcej możliwości wykorzystania tego obiektu. Bo sama wieża mocno te możliwości ogranicza. Niewiele jest miejsca.
Gdyby miasto zaproponowało Wam przejęcie tej wieży w Szczytnie – weszlibyście w to?
Jeśli za darmo – tak. Za te miliony, które wydało Szczytno, absolutnie nie. Jest to zdecydowanie przeszacowana kwota. W Pasymiu odrestaurowaliśmy wieżę za 1,3 mln zł. To niemal bliźniacze obiekty. A Szczytno z tego, co słyszę już wydało 2,8 mln zł netto na odkupienie obiektu. Teraz chce wydać 4, czy 5 mln zł na rozebranie dobudówki. Po prostu nie uważam, żeby adaptacja musiała kosztować aż tyle. W mojej ocenie to marnowanie środków, które można naprawdę wydać sensowniej. Oczywiście, każdy obiekt ma swoje wymagania, konserwator potrafi utrudnić życie, ale przy mądrym planie można działać taniej.
Co by Pan zrobił w Szczytnie, gdyby to stowarzyszenie przejęło obiekt?
Na pewno bym go nie rozbierał. To strata nie do odrobienia. Zostawiłbym konstrukcję, wykorzystał to, co już jest, i dostosował do nowych funkcji.
Czyli Pana zdaniem rozbiórka dobudówki do wieży w Szczytnie to błąd?
Tak. I to nie tylko błąd finansowy, ale i wizerunkowy. Jeśli już wydaje się miliony, to lepiej je przeznaczyć na coś, co będzie służyć mieszkańcom przez lata. Rozbiórka to w praktyce wyrzucenie w błoto historii i potencjału.
Wracając do Pasymia – jakie jest Pana największe marzenie związane z tą wieżą?
Żeby stała tu przez kolejne sto lat. Żeby przyszłe pokolenia mogły wejść na górę i poczuć dumę z tego, co udało się zrobić społecznie, bez wielkich inwestorów i politycznych rozgrywek. I żeby ludzie mówili: „To jest nasza wieża – uratowana przez nas”.
Uroczyste otwarcie miało formę pikniku motocyklowego. Skąd ten pomysł?
Motocykle to nasza pasja. Zrobiliśmy paradę po mieście, były losowania voucherów, a do jedzenia – to, co ludzie kochają najbardziej: karkówka, grochówka, kartoflak. Wszystko w wykonaniu lokalnych mistrzów patelni i garnka.
Ciągłe istnienie urzędów pracy można tłumaczyć jedynie tym, że zatrudniają osoby, które nigdzie indziej nie znalazłyby pracy. W ten sposób przyczyniają się do spadku bezrobocia. Fotoszop na zdjęciu tej pani jest zadziwi niejednego grafika.
Jego Eminencja
2025-08-20 11:07:05
Najbardziej miastem tego potrzebuje ? Przecież to jakiś żart żałosny żart!!! W mieście nie ma pracy ,nie ma zakładów młodzi uciekają ,a my róbmy sobie parki niedługo nie będzie dla kogo tych parków robić młodzi wyjadą starzy poumierają brawo burmistrz !!!
Mściciel
2025-08-20 09:46:47
ludzie uciekają ze Szczytna a oni .... - szkoda gadać
że tak powiem
2025-08-20 08:44:04
Najważniejsze to by wymienić te okropne lawki
Romek
2025-08-20 05:16:06
To może ktoś pomyśli, aby ścieżkę rowerową na Małej Bieli połączyć ze ścieżką przy ul. Piłsudskiego i z parkiem nad Małym Domowym, bo w tej chwili jest ścieżką z nikąd do nikąd.
Jans
2025-08-19 22:09:53
Sądziłem ze będą fotki Malej bieli a tu jacyś ludzie się lansują. a gdzie jest Stashka?
j23
2025-08-19 15:39:10
Pumputrack kiedyś był i się przyda się najbardziej
Tomek szukiec Fvrial
2025-08-19 14:56:00
Jak chcecie wprowadzić Orzyny do Europy, to zróbcie też drogę pieszo-rowerową. Najlepiej połączcie ją z drogą po kolei.
Mieszkaniec
2025-08-19 14:47:51
Wszyscy pochodzą z naszego województwa, natomiast kierowca Volkswagena miał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych.
kozaostra
2025-08-19 13:57:25
Nie ma to jak postawić radiowóz za krzakami i mierzyć prędkość, co jest niezgodne z prawem, gdyż właściwe to radiowóz powinien być widoczny. No ale czego można się spodziewać po ludziach, bez matury...
Krzysztof M.
2025-08-19 06:33:59