Kształt Trelkowa w czasie osadnictwa zaczął przybierać formę tzw. owalnicy. Wieś położona na dość żyznych terenach, dość szybko zaczęła się zaludniać. Sporym problemem dla napływających osadników stały się licznie zalegające na okolicznych terenach i polach kamienie, które niejednokrotnie niszczyły urządzenia i narzędzia do uprawy pól. Rozwijającą się wieś nadal otaczały trudne do przebycia fragmenty galindzkiej puszczy, którą sukcesywnie karczowano.
Rozwój Trelkowa
Karczowanie odwiecznej puszczy nie było sprawa prostą, a istniejące pastwiska i łąki nie wystarczały na potrzeby rozrastającej się wsi. Paszę dla zwierząt domowych, głównie siano, zakupywano i zwożono z dość odległych okolic. Zbierane na polach kamienie wykorzystywano jako materiał do wznoszenia chat i brukowania biegnącej przez środek wsi drogi.
Posadowienie budynków w Trelkowie jest dość specyficzne – wzniesione są nieco powyżej głównej arterii miejscowości i nie jest to spowodowane bynajmniej jakimkolwiek kaprysem wznoszących te domy. Sama wieś znajduje się w niewielkiej dolinie. W środku miejscowości znajduje się staw, do którego wcześniej przez Trelkowo biegła niewielka struga. Gdy po srogiej zimie nadciągała wiosna, spokojna struga zamieniała się w rwącą rzeczkę, która niejednokrotnie zalewała parcele osadników i dlatego też swoje chałupy zaczęli budować na niewielkich wzniesieniach.
Wizytacja komtura
Wiosną 1400 roku Trelkowo wizytował następca von Bassenheima - wielki komtur elbląski Conrad von Kyburg. Przy takiej wizycie następowało zwykle nadanie nowych przywilejów czy potwierdzenie istniejących, przede wszystkim sołtysowi. Tak też było i tym razem. W czasie swego pobytu nowy komtur nadał ówczesnemu sołtysowi wsi Mattisowi Frankenawowi przywilej dziedzicznego posiadania majątku, za co ten musiał Zakonowi co roku odprowadzać trzecią część plonów.
Średniowieczny sołtys Trelkowa sprawował również własną jurysdykcję nad chłopami we wsi. Mógł wydawać wyroki bez udziału urzędników zakonnych. Dotyczyło to jednak tylko "niższych sądów kryminalnych" - czytamy w nadanym Frankenawowi przywileju dotyczącym piastowanego przez niego stanowiska. Natomiast w innych, bardziej poważnych procesach, w których rozpatrywano tzw. "sprawy gardłowe", brali udział przedstawiciele szczycieńskiej prokuratorii krzyżackiej.
Dziwny był wówczas wymiar sprawiedliwości, ponieważ część dochodów z tytułu orzekania kar wpływała bezpośrednio do kieszeni sołtysa wsi lub zasilała kasę Zakonu. Nic zatem dziwnego, że wyroki były orzekane z całą surowością i tym samym z korzyścią dla orzekających.
Sołtys sędzią
W początkowym okresie istnienia wsi wszystkie kary orzekane w ramach niższego sądu pobierał sołtys, on też otrzymywał trzecią część grzywien, które orzekał sąd wyższy wobec chłopów z Trelkowa. Z czasem jednak przywilej ten został ograniczony, a Mattisowi Frankenwawowi pozostawiono jedynie trzecią część z drugiego sądu.
Nieco inaczej prezentowała się jurysdykcja wobec osadników niemieckich, których w Trelkowie było zaledwie kilku. Od samego początku osiedlania się w Prusach mieli oni własne sądownictwo: sądy ławnicze, w których – zgodnie z pradawną tradycją - byli sądzeni przez równych sobie, w tym również i Mattisa Frankenwawa.
Z zachowanych do dziś dokumentów wynika, że na przełomie XIV i XV wieku w obwodzie szczycieńskim dość silnie była reprezentowana narodowość polska. Wśród osadników, którym Zakon nadał posiadłości ziemskie, najwięcej jest Stanisławów, Maciejów, Piotrów.
Nowe przywileje i obowiązki
Trwający osiem lat okres "wolnizny", gdy osadnicy nie płacili podatków na rzecz Zakonu, szybko minął. Po jego upływie chłopi z Trelkowa byli zobowiązani do płacenia czynszu gruntowego. Od każdej włóki (około 18 ha) chłop musiał zapłacić pół grzywny i dwie... kury. Poza czynszem na rzecz państwa krzyżackiego chłopi musieli też uiścić tzw. daninę płużną, przy czym przyjmowano, że jeden pług "obsługuje" 4 włóki. Daninę tę chłopi z Trelkowa dostarczać musieli na szczycieński zamek corocznie, w dniu świętego Marcina (pod koniec listopada).
Powinnością chłopów z Trelkowa wobec Zakonu był również szarwark, czyli przymusowe świadczenie nakładane przez krzyżaków na podległą ludność w postaci robót publicznych. Wymiar szarwarku był różny i wynosił na ogół od kilku do ponad trzydziestu dni rocznie.
Zobowiązania szarwarku chłopów z Trelkowa - podobnie jak i bartników ze Szczytna oraz Wielbarka - łączono z pracami w polu i przy koszeniu łąk. Przy sprzęcie siana z łąk, należących do Krzyżaków ze Szczytna, chłopi musieli pracować trzy dni na własnym wikcie, a dopiero za następne dni należało się im utrzymanie. Obowiązkiem ich była też praca przy żniwach na zakonnych polach, za opłatę w postaci co dziesiątego snopka.
Służba Zakonowi
Musieli też chłopi, na każde zawołanie, stawać do pomocy podczas polowań, urządzanych przez szczycieńskiego prokuratora krzyżackiego i jego towarzyszy. Za to, przynajmniej chłopom, należał się całodniowy wikt, a także kark upolowanego zwierza. Prawie każdemu wolnemu chłopu z Trelkowa - zapewne ze względu na bogactwo jezior, które otaczały szczycieńską prokuratorię - zapisywano w nadanym przywileju prawo do połowu ryb. Natomiast absolutnie nie wolno było im polować, to było zastrzeżone wyłącznie dla przedstawicieli Zakonu.
Na wezwanie chłopi musieli też pomagać przy budowie tam i mostów, czy naprawie dróg. Nie udało się ustalić konkretnego wymiaru obowiązkowych prac na rzecz krzyżackiego zamku, ale wiadomo, że nie przekraczał on 14 dni w roku.
Zdarzały się również i przypadki, że ze względu na niewielkie rozmiary posiadłości chłopskich, wydawano zarządzenie, na mocy którego daninę płużną przeliczano konkretnie na liczbę włók i za każdą chłop oddawał po ćwierć szefla zboża. Dalsze 4 włóki wiejskie uprawiali mieszkańcy z Trelkowa na potrzeby kościoła katolickiego, który w tej wsi istniał już w 1391 r. i był jednym z najstarszych na Mazurach. Przywilej, dający kościołowi owe 4 włóki na utrzymanie, wydał komtur elbląski Walpot von Bassenheim.
Pierwszy kościół
Pod koniec XIV wieku, a dokładnie w 1391 roku, na prośbę mieszkańców, w Trelkowie na jednym ze wzniesień wytyczono działkę i wzniesiono we wsi kościół. Zbudowany z dębowych bali pełnił nie tylko funkcję świątyni, ale również funkcje obronne, a to ze względu na zaciągające się dość często na tutejsze tereny oddziały Jaćwingów i Litwinów. Obawy przed najazdami nie były bezpodstawne, bo niespełna dwie dekady wcześniej wojowie Kiejstuta zniszczyli i spalili zamek w Szczytnie.
Pod zarządem kościoła (i proboszcza) w Trelkowie była również kaplica w Jabłonce, w której ksiądz odprawiał nabożeństwo w co drugą niedzielę. Już jako świątynia ewangelicka, dębowy przybytek religijny służył mieszkańcom Trelkowa aż do połowy XVIII wieku, do momentu, gdy wskutek zaprószenia ognia doszczętnie spłonął.
Zaledwie kilka lat mieszkańcom Trelkowa wystarczyło, aby dzięki dość silnemu wsparciu finansowemu państwa, wznieść w 1757 roku nowy kościół z wysoką na 25 metrów dzwonnicą.
Obecnie kościół, pod wezwaniem św. Maksymiliana Kolbe, służy katolickiej ludności Trelkowa i okolic.
„Fałszywe” nauki pastora
Po sekularyzacji Zakonu Krzyżackiego w 1525 roku i przyjęciu przez wielkiego mistrza Albrechta von Hohenzollerna luteranizmu oraz ogłoszeniu go wiarą obowiązującą w nowym, świeckim już księstwie, w rejonie szczycieńskim ze względu na brak duchownych nowego wyznania, ksiądz, który się nazywał Stephan, na przemian odprawiał nabożeństwa w Szczytnie i Trelkowie.
Analizując ówczesne sprawozdania można jasno stwierdzić, że panował wówczas w tej kwestii chaos organizacyjny. Dość częste wizytacje nadrzędnych władz państwowych i kościelnych, które były przeprowadzane w połowie XVI wieku, stwierdzały zanik pobożności oraz ujawniały, że wierni na Mazurach niewiele wiedzą o zasadach świętej wiary chrześcijańskiej.
Pastor Stephan na tyle się zagubił w swojej misji ewangelizacyjnej, że już w 1538 roku usunięto go ze swojego stanowiska, a powodem według dokumentów pokontrolnych było „głoszenie fałszywej nauki”.
Fot. Mozaika Naścienna przedstawiająca średniowieczny szarwark.
włodarze najpierw oddali prawie darmo, a teraz wydadzą 18 mln - mistrzowie zarządzania i gospodarności na skalę światową. No ale kto komu zabroni wydawać lekką ręką nie swoje pieniądze.
Profesor
2025-10-22 12:32:08
No niby fajnie, ale co to ma wspólnego z Kulturą?
ciekawa
2025-10-22 10:06:41
Mnie się chce, aby nad Wisłą zawitał zdrowy rozsądek! Mnie się chce i hariri i pizzy i kebabu, sajgonek, sushi i tam innych potraw tzw. egzotycznych. Nie wspominając o kiełbaskach z jajkiem na śniadanie, a jeszcze grillowany halumi. A co nie wolno? A skąd się to bierze? Stąd, że ludzie są różnych światów kulturowych i dzielą się z tym, co mają najbardziej smakowite. A my zawsze z tymi pierogami i gołąbkami, a zwłaszcza z bigosem. Co do tych potraw nic nie mam, ale jak mogę w Szczytnie skosztować czegoś ciekawego z innych kultur (aby nie napisać z innych światów) to chętnie! No to tak - aby nie napisać wprost. Pozdrowienia.
Szczytnianin po podróżach
2025-10-22 04:12:51
Panie Szepczyński, naprawdę czas na trochę wiedzy, zanim zacznie Pan mówić ludziom, że „opór był zbyt duży”. Wielbark to nie pustynia, tylko spokojna, zielona gmina Warmii i Mazur, gdzie ludzie chcą po prostu normalnie żyć. A Pan chciał im postawić jedne z największych wiatraków w Polsce, a może i w całej Europie, dosłownie kilkaset metrów od domów. Proszę nie mówić, że to „czysta energia”. W Niemczech, które przez lata były wzorem zielonej transformacji, farmy wiatrowe są masowo rozbierane. Okazały się mało rentowne, hałaśliwe, niszczące krajobraz i nieprzewidywalne. Produkują prąd tylko wtedy, gdy wieje wiatr,a kiedy nie wieje, sieć musi być zasilana z gazu albo węgla. To nie ekologia, tylko drogi, niestabilny i dotowany interes. Zamiast niszczyć warmińsko-mazurski krajobraz, powinniśmy inwestować w geotermię, biogazownie, fotowoltaikę dachową i małe reaktory jądrowe (SMR). To są źródła energii przyszłości… czyste, przewidywalne i naprawdę opłacalne. A nie wielkie turbiny, które po 15 latach będą bezużyteczne i których łopat nikt nie potrafi zutylizować. Ludzie z Wielbarka mieli rację, protestując. To nie oni potrzebują edukacji to Pan powinien zrozumieć, że Warmia i Mazury to nie przemysłowy poligon dla cudzych interesów, tylko miejsce, gdzie powinno się chronić przyrodę i zdrowie mieszkańców.
Potok
2025-10-22 00:42:04
Szkoda, że nie padło pytanie o Huntera. Przez krótki czas był jego członkiem ;)
NIetzsche
2025-10-21 17:34:41
40 lat w samorządzie czyli zero wytworzonej wartości przez całe życie. Rzeczywiście jest czego gratulować
Dobre
2025-10-21 16:18:12
już sie nie wroci, teraz jedno dziecko i psiecko. może 2, 3 wnuki albo żadnego. po co robić dzieci na wojne????
Marcel
2025-10-21 11:49:30
Mnie się zawsze wydawało, że lekarze szpitalni, ale i nie tylko, maja przeszkolenie wojskowe. Chociaż wiadomo, że pole walki się zmienia, o czym świadczą doniesienia lekarzy działających na Ukrainie. Ale to wszystko dobrze. Tylko co z pacjentami cywilnymi? W zasadzie wiadomo, co nas czeka. Szpital w Szczytnie jest wzbogacany o różnego rodzaju sprzęt i możliwości (tomografy, rezonanse, oddział rehabilitacji). Tylko czy będzie to dostępne dla mieszkańca powiatu. Bo to może tylko pod kątem operacji \"W\"? No proszę, aby ktoś na to pytanie odpowiedział. Czy to ma być tylko lazaret? Ja wojsku nic nie żałuję, ale cywile, jako zaplecze wojska też muszą mieć jakieś zabezpieczenie...
Taki sobie czytelnik
2025-10-20 20:29:59
Ale o co chodzi z tym szyldem? Bo nie rozumiem. Czy coś się zmieniło?
Zdumiony
2025-10-20 19:17:13
Nareszcie ktoś pomyślał!
Marek
2025-10-20 16:38:45